Dzisiaj omówimy sobie karierę weterana polskiej sceny MMA, toczącego boje w kategorii średniej Artura Kadłubka (13-10). Pochodzący w Bytomia fighter w zawodowej formule zadebiutował w 2004 roku podczas gali MMA Bytom . Wówczas już w 1 rundzie zdemolował Anatolija Danilowa (0-1). Po tym pojedynku zwyciężał czterokrotnie, kończąc przed czasem każdy z pojedynków, porażki odnosił wyłącznie z rąk solidnych Daniela Dowdy (6-4) oraz Jordana Błocha (7-5). Dało mu to szansę wystąpienia w 8 osobowym turnieju organizacji KSW do 85 kilogramów. W ćwierćfinale zmierzył się z niebezpiecznym Rosjaninem Sergeyem Nikitinem (3-3), jednogłośnie zwyciężając to starcie. W półfinale natrafił na późniejszego zwycięzcę Vitora Nobregę (18-13-1), który poddał go duszeniem trójkątnym rękami w pierwszej rundzie. Jak po czasie Artur wspomina przygodę z KSW? Przekonajmy się:

”Patrząc wstecz to śmiało mogę powiedzieć że przygoda z KSW to było jak spełnienie marzeń każdego trenującego chłopaka. KSW otworzyło mi oczy na to jak może wyglądać życie zawodowca w tym sporcie. Z chłopaka, który jeździł po kraju i za granicę na różne gale jako anonim który jest mało ważny (w tamtych czasach zawodnik był tylko problemem dla organizatora- gaża, zakwaterowanie w hotelu, wyżywienie to nie działało tak jak teraz), nagle trafia do innego wymiaru gdzie wszystko jest robione dla niego z myślą o nim, coś pięknego.”

Po przygodzie z organizacją KSW, wziął on udział w turnieju La Onda – Manto Cup, zwyciężając dwie z trzech walk. Porażkę odniósł tylko w finale z mocnym byłym zawodnikiem UFC Carlosem Rochą (9-4), pokonując przy tym Bastiaana Rejena (6-5) oraz Dominique Stetefelda (4-13). Dało mu to szansę podpisania kontrakt z organizacją ProFC, dla której stoczył cztery pojedynki. W debiucie stanął na przeciw mocnego Mukhameda Ausheva (17-5), który poddał go duszeniem zza pleców w 1 rundzie. Walkę później przewalczył pełen dystans z obecnym zawodnikiem UFC Ramazanem Emeevem (18-4). Zaledwie miesiąc później znokautował już w 1 rundzie reprezentanta Białorusi Denisa Gunicha (10-9). Polak zasypał go ciosami po których sędzia przerwał pojedynek. W swoim ostatnim pojedynku dla rosyjskiej organizacji porozbijał ciosami w 2 rundzie Rosjanina Stanislava Molodtsova (10-8-1). Dla pochodzącego z Bytomia fightera niewątpliwie była to bardzo ciekawa przygoda.

”Jeśli chodzi o Pro FC to już inny etap mojej przygody z MMA, to do dziś jest moją wisienką na torcie. Cztery gale w Rosji, Gruzji i dwa razy na Ukrainie o tych wypadach można by napisać książkę więc na szybko. Rosja Rostov nad Donem walka na Rzece dla miejscowych Bogaczy, Gruzja Tbilisi walka na hali narodowej gdzie gościem honorowym jest minister spraw zagranicznych, oraz dwie gale na Ukrainie Charków i Simferapol, każda gala to walka z reprezentantami różnych krajów (Rosja, Azerbejdżan, Ukraina i Białoruś) świetne walki z niezapomnianą wygraną nad drużyną Ukrainy na ich terenie w momencie kiedy oni walczyli o awans do następnego etapu imprezy. A dla nas już tylko walka o honor, tak jak wspomniałem wcześniej można by o tym książkę napisać.” – opisał nam Artur

Po raz ostatni w zawodowej karierze ”Hajer” meldował się w 2013 roku podczas gali Vienna Fight Night w Austrii. W tamtejszym pojedynku zmierzył się z gwiazdą rosyjskiej sceny MMA Arbim Agujevem (32-9) w walce wieczoru tegoż eventu. Warto dodać iż ”Monster” przestrzelił z wagą o solidne kilka kilogramów, i nie zamierzał dalej zbijać. Pojedynek ten zakończył się na 38 sekund przed końcem pierwszej rundy, a jego zwycięzcą został Rosjanin który poddał polskiego wojownika duszeniem gilotynowym. Po czasie Artur wspomina ten pojedynek następująco:

”Swój ostatni pojedynek wspominam fatalnie, była to kumulacja wielu niekorzystnych zdarzeń, które miały miejsce w tamtym okresie. Ciągle zmieniany rywal na różnych galach, w różnych miejscach Europy. W końcu wyjazd do Wiednia bez profesjonalnego narożnika a z dwójką bliskich znajomych. Rywal który nawet nie zamierzał robić wagi i jej nie zrobił (dlatego taka duża różnica siły na walce) i na końcu ja i moja głupia duma, która i tak każe mi brać tą walkę. Jak wyszło to szkoda gadać, po tej walce obraziłem się na MMA.”

Czym obecnie zajmuje się ten zawodnik? Przekonajmy się!

”Na tą chwilę pracuję jako ratownik Górniczy w Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu. Dwa lata temu wróciłem do mojego rodzimego klubu gdzie wszystko się zaczęło (Fight Club Bytom), dzięki uprzejmości trenera Grzegorza Skibniewskiego na tą chwilę bawię się w Grappling i postanowiłem zacząć moją przygodę z BJJ pod okiem klubowego trenera Mateusza Flasza oraz ciężką ręką goryla z Rybnika Roberta Henka. Poza tym jestem szczęśliwym mężem i ojcem więc chyba decyzja była dobra. Powodów przejścia w stan spoczynku było wiele.. ale czynnikiem decydującym była rodzina, po ostatniej walce 7 lat temu nadszedł ten moment żeby zrobić rachunek sumienia i podjąć konkretną decyzję, biorąc wszystkie za i przeciw wybór był prosty. Wiedziałem w jakim miejscu jestem jeśli chodzi o MMA i wiedziałem co muszę zrobić żeby pójść do przodu, niestety wiedziałem że mogło by to źle wpłynąć na moje małżeństwo. Tym bardziej że dopiero co urodził mi się syn, ja zawsze na pierwszym miejscu stawiałem rodzinę więc tak jak wspomniałem wcześniej wybór był prosty.”