Za nami długo wyczekiwana przez kibiców gala KSW 53: Reborn, która odbyła się w Studiu Telewizyjnym. Na karcie walk zobaczyliśmy osiem ciekawych pojedynków, i śmiało można powiedzieć, że żaden z nich nie zawiódł. Świadczy o tym fakt, iż aż siedem z nich skończyło się przed czasem. W dzisiejszym artykule podsumujemy sobie całe widowisko, wskażemy bonusy za kolejno nokaut i walkę wieczoru oraz wytypujemy co dalej z uczestnikami gali. Zapraszamy do przeczytania!

MATERIAŁ NA MISTRZA?

Kartę walk sobotniego eventu otworzył nam pojedynek na szczycie kategorii koguciej w naszym kraju. Na przeciw siebie stanęli w nim doświadczony w organizacji KSW Sebastian Przybysz (7-2) oraz do momentu walki rozpędzony zwycięstwami Jakub Wikłacz (10-3). Starcie to było naprawdę ciekawe i emocjonujące do ostatnich momentów. Po pierwsze przewaga z płaszczyźnie stójkowej i świetna praca ze zmianą pozycji ”Sebicia” po drugie iście wirtuozerski parter ”Masy” z Olsztyna. Ten w drugiej rundzie poszedł po technikę kończącą, która naprawdę wyglądała na ciagną. Starcie to zwyciężył jednak Gdańszczanin, który w trzeciej rundzie ubił w parterze, wcześniej rozbijając korpus swojego rywala. Było to dla niego już trzecie zwycięstwo z rzędu, z czego drugie przed czasem. Nasuwa mi się tu jedna myśl walka o pas wagi koguciej z mistrzem Antunem Raciciem (24-8-1). Dla Jakuba widziałbym tutaj dwie opcję. Pierwsza to starcie z ostatnim pretendetem Damianem Stasiakiem (11-7). Druga zaś bój z Lemmy’m Krusiciem (20-7). Osobiście skłaniałbym się bardziej do pierwszej opcji.

Sebastian Przybysz (7-2) vs. Antun Racić (24-8-1) II
Jakub Wikłacz (10-3) vs. Damian Stasiak (11-7)

ZGNIATACZ ZNOKAUTOWAŁ!

W drugim starciu gali zobaczyć mogliśmy coś czego spodziewał się mało kto. Mówię tak, gdyż zarówno Michał Pietrzak (9-4) jak i Kamil Szymuszowski (17-7) większość swoich starć rozwiązywali poprzez decyzje sędziowskie. Tutaj natomiast już po zaledwie 56 sekundach ”Zgniatacz” z Poznania wystrzelił piekielnym sierpowym, który posłał ”Szymka” na deski. Było to jego pierwsze zwycięstwo przez nokaut w zawodowej karierze. Trenujący na co dzień w klubie Czerwony Smok zawodnik już dwukrotnie pod banderą walczył w catchweightach do 80 kilogramów. Mimo wszystko jest to limit bliższy wadze półśredniej więc szukając mu przeciwnika, opierać się będę na zawodnik z właśnie tej dywizji. Ciekawą opcją byłby tutaj pojedynek z byłym pretendentem Krystianem Kaszubowskim (8-1). Zwycięzca tego starcia zdecydowanie zbliżył by się do pasa. Co do Kamila Szymuszowskiego, jeśli dostanie szansę od organizacji widziałbym go z Ivicą Trusckiem (38-35).

Michał Pietrzak (9-4) vs. Krystian Kaszubowski (8-1)
Kamil Szymuszowski (17-7) vs. Ivica Truscek (38-35)

KORNIK JEST PRZYSZŁOŚCIĄ?

W trzeciej odsłonie gali oglądaliśmy starcie w kategorii lekkiej pomiędzy weteranem i byłym mistrzem kategorii piórkowej Arturem Sowińskim (21-11) a ”Stargardzkim Terminatorem” Gracjanem Szadzińskim (8-4). Przez większość osób ze środowiska jeszcze przed pojedynkiem starcie to było ocenianie następująco. Jeśli decyzja sędziowska to dla ”Kornika”, jeśli przez nokaut to dla Gracjana. Walka potoczyła się natomiast zupełnie inaczej. Początek pojedynku przebiegał bardzo spokojnie w wykonaniu Gracjana. Po chwili jednak Kornik ruszył jednak z serią kolan w tajskim klinczu, poprzedzonych lewym prostym. Po jednym z nich Gracek osunął się na deski, gdzie Katowiczanin dokończył starcie. Było to już 3 zwycięstwo po powrocie do kategorii lekkiej w wykonaniu reprezentanta Silesian Cage Club. Co do doboru rywali tutaj nie mam większym problemów. Artura chętnie zobaczyłbym z Romanem Szymańskim (13-5), zaś Gracjana w niedoszłym pojedynku z Bartkiem Koperą (9-5).

Artur Sowiński (21-11) vs. Roman Szymański (13-5)
Gracjan Szadziński (8-4) vs. Bartłomiej Kopera (9-5)

POZNAŃSKI ”TYSON FURY”!

Kolejne starcie w dywizji lekkiej czekało nas w czwartym starciu podczas gali KSW 53. Było to dosyć ciekawe zestawienie, gdyż zarówno Roman Szymański (13-5) jak i Filip Pejić (14-4) większość swoich ostatnich pojedynków toczyli w kategorii piórkowej. Starcie te zakończyło się w 3 rundzie, poprzez ciosy w krucyfixie w wykonaniu Poznaniaka. Nie było one jednak jednostronne, gdyż zarówno Polak jak i Chorwacki ”Nitro” mieli w nim swoje momenty. Jedną z najciekawszych akcji był bezsprzecznie moment w którym po latającym kolanie zachwiał się Szymański, lecz gdy Pejić dobiegł do Polaka ten w świetnym stylu, iście bokserską kiwką uniknął gradu ciosów. Co do reprezentanta klubu American Top Team Zagrzeb, pokazał się bardzo solidnie jak na występ w zastępstwie i w dodatku nie w swojej kategorii. Chętnie zobaczyłbym go w boju z Krzysztofem Klaczkiem (12-6) już w swojej wadze. Natomiast Romana jak już mówiłem z Arturem Sowińskim (21-11).

Roman Szymański (13-5) vs. Artur Sowiński (21-11)
Filip Pejić (14-4) vs. Krzysztof Klaczek (12-6)

FUTURE CHAMP IS HERE?

Udany debiut pod banderą KSW zanotował w sobotę były podwójny mistrz organizacji Fight Exclusive Night Andrzej Grzebyk (17-3). Pochodzący z Tarnowa, zawodnik w 15 sekundzie drugiej rundy posłał na deski i finalnie wykończył w parterze Tomasza Jakubca (10-3). W pierwszej rundzie widać było przewagę techniczną w kickbokserskim aspekcie walki Andrzeja, który w świetnym stylu punktował sobie byłego mistrza Armii Fight Night. Ten po raz kolejny w swoim pojedynku nie miał okazji zaprezentować swojego świetnego parteru, gdzie ma nawet czarny pas w BJJ. Andrzej Grzebyk zabiegał już o pojedynek mistrzowski z dzierżącym identyczny do niego rekord Roberto Soldiciem (17-3). Po tak efektownym zwycięstwie chętnie zobaczyłbym takie starcie. Byłoby to zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż niedoszły rywal Chorwata Marius Zaromskis (22-9). Co do przeciwnika dla Tomasza chciałbym obejrzeć jego pojedynek z Albertem Odzimkowskim (11-4).

Andrzej Grzebyk (17-3) vs. Roberto Soldić (17-3)
Tomasz Jakubiec (10-3) vs. Albert Odzimkowski (11-4)

POWRÓT LEGENDY!

W trzeciej od końca walka podczas gali oglądać mogliśmy powrót po ponad pięcioletniej przerwie legendy Tomasza Drwala (22-5). Rywalem Krakowianina był również powracający tyle, że po dwa razy krótszym czasie Łukasza Bieńkowskiego (5-4). Pierwsza runda pojedynku była pod dyktando ”Polskiego Wanderleia”, który był znacznie mobilniejszy na nogach i przy pomocy niskich kopnięć oraz pojedynczych ciosów punktował sobie ”Goryla”. W drugiej odsłonie starcia natomiast Tomasz ”odżył” i ruszył do przodu sprowadzając swojego rywala do parteru i tam konsekwentnie rozbił go po czym sędzia przerwał ten bój. Ciężkie starcie dla obydwu Panów. Widać było tutaj jednak ten rozbrat z klatką. Co do następnych rywali, Tomasza widziałbym z Alexandarem Iliciem (12-3) zaś Łukasza z Damianem Janikowskim (4-3). Jeśli jednak nie, chętnie zamieniłbym przeciwników łącząc Tomka z Damianem i Łukasza z Alexandarem.

Tomasz Drwal (22-5) vs. Alexandar Ilic (11-2)
Łukasz Bieńkowski (5-4) vs. Damian Janikowski (4-3)

BORYS MAŃKOWSKI 2.0?

Co-main event sobotniej gali, a więc kolejny bój w najbardziej rozbudowanej w organizacji kategorii lekkiej. Na papierze zestawienie Borysa Mańkowskiego (21-8-1) z Marcinem Wrzoskiem (14-7) zwiastowało nam kapitalny pojedynek. I jak się okazało nie tylko na papierze. Zwroty akcji, sprowadzenia, brudny boks pod siatką, wymiany w stójce to wszystko miało miejsce. Pierwsza runda należała do ”Polskiego Zombiaka”, natomiast druga i trzecia była już pod dyktando bardziej doświadczonego z zawodników. Przed walką mówiło się, iż jest to nieformalny eliminator do walki mistrzowskiej. Co jednak w przypadku tego, iż wygrał zarówno Borys jak i Mateusz, którzy nie zawalczą ze sobą? Zestawiłbym to następująco. Mateusz Gamrot zawalczy jeszcze przed ”Tasmańskim Diabłem” i tym samym pożegna się z organizacją. Wtedy też będziemy mieli wakat. Wówczas Borys mógłby powalczyć o pas w starciu z niedoszłym pretendentem Marianem Ziółkowskim (21-7-1). Co do trenującego w Shark Top Team zawodnika widziałbym go w rewanżowym boju z Normanem Parkiem (28-7).

Borys Mańkowski (21-8-1) vs. Marian Ziółkowski (21-7-1)
Marcin Wrzosek (14-7) vs. Norman Parke (28-7)

GAMROT W ŻYCIOWEJ FORMIE!

A więc czas na walkę wieczoru sobotniej gali, gdzie pierwotnie na szali stanąć miał pas kategorii lekkiej. Nie stało się tak, gdyż pretendent do pasa przekroczył dopuszczalny limit wagowy o 2,5 kilograma. Mimo wszystko niepokonany Mateusz Gamrot (16-0) zgodził się na ten pojedynek. Dogadano się także co do czasu walki i ten również pozostał taki, jak miał być pierwotnie a więc 5 rund po 5 minut. Starcie to od początku dominował Poznaniak, który świetną pracą w stójce konsekwentnie rozbijał twarz Pólnocnego Irlanczyka. Finalnie w połowie 3 rundy, lekarz przerwał to starcie na skutek, rozcięć a także w pełni zamkniętego oka Normana Parke’a (28-7-1). Profesura ”Gamera” doprowadziła go do już 16 zwycięstwa w zawodowej karierze. Przed nim ostatnia walka w organizacji KSW. Moim zdaniem idealnym kandydatem na pożegnanie się z KSW Gamrota będzie również niepokonany Shamil Musaev (14-0). ”Stormin” zaś powinien spotkać się w rewanżu z Marcinem Wrzoskiem (14-7).

Mateusz Gamrot (16-0) vs. Shamil Musaev (14-0)
Norman Parke (28-7) vs. Marcin Wrzosek (14-7)